„Ubezpieczyciele odpowiadając z OC sprawcy starają się za wszelką cenę utrudnić poszkodowanemu uzyskanie odszkodowania. Niezależnie od tego czy odpowiedzialność opiera się o zasadę winy, czy też o zasadę ryzyka – każą ją sobie udowadniać, w sposób bezprawny przerzucając ciężar dowodu na poszkodowanego. Wymagają udowodnienia nie tylko zajścia zdarzenia szkodowego, ale również związku przyczynowego, jak i faktu czy rozmiaru szkody. Celem ich działań jest wydłużenie procesu likwidacji, co poprawia wyniki finansowe. W tym celu zatrudniają prawników, którzy ze wszelką cenę starają się podważyć roszczenia poszkodowanych. Wielomiesięczna wymiana pism, żądanie coraz to nowych dokumentów, ich drobiazgowe sprawdzanie i weryfikowanie – wszystkie te działania są nakierowane na zniechęcenie poszkodowanych w dochodzeniu należnych im praw. Procedura likwidacji w ekstremalnych przypadkach przeciąga się nawet do pięciu lat!”.
Na rzecz poprawy
Zapewne czytelnicy zatrudnieni w firmach ubezpieczeniowych czytając powyższy akapit już zaczęli sobie ostrzyć na mnie zęby. Znowu ten „felietonista – terrorysta” będzie się na kimś wyżywał. Kto tym razem będzie wysmagany? Jakie imię nieszczęśnika?
Tymczasem nic z tego! Powyższy tekst akurat nie dotyczy polskich ubezpieczycieli (co jednak nie znaczy, że u nas jest lepiej). Można by powiedzieć sentencjonalnie: ubezpieczyciele są wszędzie tacy sami (tj. źli). Zacytowałem wyżej wystąpienie niemieckiego stowarzyszenia na rzecz ofiar wypadków (subvenio e.V.), które to bardzo silnie lobbuje na rzecz osób doznających szkód, w tym zwłaszcza osobowych. We wrześniu ubiegłego roku powstał projekt reformy prawa „na rzecz poprawy sytuacji ofiar wypadków”. Projekt ten pomagał tworzyć bodajże najwybitniejszy z europejskich prawników ubezpieczeniowych Hans-Peter Schwintowski (Berlin).
Bez winy
Według twórców projektu poszkodowani w wypadkach nie mają równoprawnej pozycji wobec ubezpieczyciela udzielającego pokrycia z OC sprawcy. Są zdecydowanie słabsi ekonomicznie, dotyka ich asymetria informacyjna oraz zwykle znajdują się w trudnej sytuacji życiowej, która to wynika właśnie z dotykającego ich zdarzenia szkodowego. Jak podnoszą twórcy projektu nie chodzi im o uzyskanie przez poszkodowanego pozycji dominującej, a jedynie o odzyskanie równowagi stron stosunku ubezpieczeniowego, która to przecież jest cechą charakteryzującą całe prawo cywilne. Ponadto (jak podnoszą twórcy) szczególnie widoczna jest mała efektywność repartycji dokonywanej przez ubezpieczycieli odpowiedzialności cywilnej w porównaniu do ubezpieczycieli społecznych czy wypadkowych. W tym zakresie twórcy za wzorcowy uznają model „no fault”, np. nowozelandzki czy skandynawski.
„Rok nie wyrok”
Fundamentalną kwestią jest jednak to w jaki sposób pożądany stan osiągnąć, tj. doprowadzić do wyższej efektywności systemu. Propozycje lobbujących idą w dwóch kierunkach. Po pierwsze: według nich należy ustalić bardziej rygorystyczne zasady przestrzegania terminów likwidacji szkód. Przekroczenie terminu nie może wynikać z zaniechania ubezpieczyciela. Zaniechanie związano z możliwością nałożenia kary porządkowej bądź nawet sankcji karnoprawnej (kara do 500 tys. euro lub do roku pozbawienia wolności). Niewypłacenie odszkodowania w terminie powoduje domniemanie, iż należy się ono w kwocie roszczenia złożonego przez poszkodowanego. Obowiązkowe miałoby być też przedstawienie w terminie miesięcznym (dwumiesięcznym dla szkód osobowych) propozycji ugodowej.
Kara cywilna
Prawdziwą rewolucją w niemieckim prawie odszkodowawczym jest jednak zmiana proponowana w kodeksie cywilnym (BGB) – chodzi dokładnie o paragraf 253. Przepis ten dotyczy wymiaru odszkodowania w postaci zadośćuczynienia. W nowej wersji określałby on wprost funkcje, jakie ma spełniać odszkodowanie cywilnoprawne. Od setek lat poziom odszkodowania cywilnoprawnego wyznacza zasada kompensacji tj. wyrównania. Reformatorzy w trosce o poszkodowanych zamierzają jednak dopuścić przyznawanie odszkodowań o charakterze represyjnym, znanych doskonale systemowi anglosaskiemu, jako punitive damages (exemplary damages).
Może jutro
Amerykanizacja prawa „made in Germany” ma doprowadzić do tego, że zaistnieje realna groźba poważnego ukarania ewidentnej obstrukcji ubezpieczyciela. Mówi się o zwłaszcza o przypadkach szkód, w których ubezpieczyciel od samego początku nie miał racji – odmawiając wypłaty odszkodowania, zwlekając z decyzją, bądź dokonując niesłusznych potrąceń, tj. o zachowaniach nazywanych w literaturze przedmiotu „ukrytym oportunizmem”. Likwidacja szkód musi się opierać na udowodnionych faktach i na normach prawa, nie zaś na przeczuciach, intuicji czy realizacji strategii obronnej firmy.
Trzymajmy kciuki za projekt, za profesora Schwintowskiego, za stowarzyszenie „subvenio”. Zmiany, które dokonują się w niemieckim prawie ubezpieczeń mają ogromną wagę dla całego kontynentu. Przyjdą i do nas – nie dziś, to może jutro, albo chociaż pojutrze!
Dodaj komentarz