Nie blokuj, nie będziesz blokowany!

Nie blokuj, nie będziesz blokowany!

(Zestaw poniższych tekstów jest przedrukiem dyskusji jaka miała miejsce na łamach Dziennika Ubezpieczeniowego)

Z punktu widzenia prawa cywilnego zablokowanie nam wyjazdu z posesji jest akademickim wręcz przypadkiem szkody w postaci tzw. „czystej straty finansowej”

Spotkała mnie ostatnio niemiła przygoda. Mieszkam w samym centrum miasta i wynajmuje garaż. Tuż przed Wigilią jakiś szalony „zakupowicz” zaparkował swój samochód dokładnie na wjeździe do mojego garażu. Co gorsza śpieszyłem się do pracy. Musiałem zmobilizować znajomych, z których jeden na szczęście zaplątał się w okolicy. Oczywiście po południu dojazd do garażu był już pusty. Niestety nie był to przypadek odosobniony. Ludzie parkują mi na wjeździe praktycznie przed każdym długim weekendem czy świętem. Aż się boję – koniec przyszłego roku będzie obfitował w dni świąteczne. Przyszłoroczna Wigilia przypada na poniedziałek, podobnie jak imieniny Sylwestra. Skromne dwa dni robocze przypadające pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem zapewne duża część Polaków spędzi w domu bądź na wyjeździe, wykorzystując zaległy urlop. Choćby tylko z tego względu zakupy będą jeszcze bardziej szalone niż w tym roku. Tak więc w przyszłe święta mój samochód będzie stał pod chmurką – oczywiście jak znajdę miejsce do zaparkowania.

Problem parkingu stał się wręcz egzystencjalnym. Przed świętami służby porządkowe praktycznie nie funkcjonują. Ludzie parkują wszędzie, w tym również w chwili determinacji nawet na wjeździe do posesji czy bramy. Nie pomagają jednoznaczne w swej wymowie rysuneczki pojazdów holowniczych. Prawdopodobnie ludzie wiedzą, że okresie przedświątecznym odholowanie pojazdu jest tak samo prawdopodobne jak wygrana w „dużego lotka”. Straż Miejska w tym czasie nawet nie podnosi telefonu. Poza tym unieruchomienie pojazdu przy pomocy blokady koła dokładnie na naszym wyjeździe to chyba jeszcze gorszy scenariusz niż nerwowe poszukiwanie jego właściciela po okolicznych marketach.

Kto ma płacić

Problem parkowania dotyczy wszystkich wielkich miast, co jednak wielkim pocieszeniem raczej nie jest. Nas bowiem najbardziej interesuje rozwiązanie naszych problemów. Jakie one mogą jeszcze być? Najpierw pojawia się kwestia natury prawnej: wyjeżdżając z zablokowanej posesji czy parkingu zwykle to my jesteśmy uznawani za sprawcę otarć i rys na karoserii, mimo iż parkujący praktycznie uniemożliwili nam bezdotykowy wyjazd. W najlepszym przypadku blokujący drogę dostanie mandat za złe parkowanie, sprawcą uszkodzeń zaś zostaniemy my.

Najważniejsza jednak rzecz to kwestia możliwości wezwania holownika w celu usunięcia pojazdu blokującego nam drogę. Obecnie taka sytuacja jest bardzo rzadka. Zaś bez wcześniejszego wezwania policji, czy też choćby wspomnianej Straży Miejskiej niezwykle skomplikowana. Często firma holująca odmawia zabrania samochodu, mimo iż ten ewidentnie nie pozwala nam korzystać z naszej nieruchomości. Nieraz jest on z resztą zaparkowany tak sprytnie, że nie da się go ruszyć bez podniesienia go. To zaś jest ryzykowne, gdyż pojazd może ulec uszkodzeniu. Pytanie, kto ma wtedy za to zapłacić?

Czysta strata

Co do jednej rzeczy każdy się zgodzi: przypadek polegający na zablokowaniu nam jedynego wyjazdu z garażu przez jakiegoś nierozgarniętego wesołka beż żadnych obiekcji możemy uznać za czyn niedozwolony. Z punktu widzenia prawa cywilnego zablokowanie nam wyjazdu z posesji jest akademickim wręcz przypadkiem szkody w postaci tzw. „czystej straty finansowej” (np.: koszt holownika, koszt taksówki, koszt transportu towaru). Ponieważ w naszym kraju nauka o tychże wysublimowanych formach szkód niepolegających ani na uszkodzeniu rzeczy, ani też na uszkodzeniu ciała, na razie nie znalazła należnego sobie miejsca. W tym względzie musimy korzystać z dorobku innych narodów. Zwłaszcza Niemcy wypracowali w tym zakresie bogatą teorię opartą o koncepcje tzw. praw absolutnych (par. 823 BGB), za takie uznając również możliwość gospodarczego korzystania z nieruchomości, jak i całego przedsiębiorstwa. Równie bogaty dorobek mają Francuzi (szkoda rykoszetowa). Nasza rodzima konstrukcja deliktowa wykazuje się dużą elastycznością, co w tym przypadku zdecydowanie sprzyja objęciu nią wszelkich strat, jakie pozostają z wadliwym działaniem w tzw. związku przyczynowo skutkowym. Jest to dobra wiadomość.

Dowody, dowody

Skoro zablokowanie nam drogi przez inny pojazd jest deliktem cywilnoprawnym oznacza to również objęcie go obowiązkowym ubezpieczeniem odpowiedzialności cywilnej. I to już jest zła wiadomość, zwłaszcza dla ubezpieczycieli, którzy zapewne nie od razu zaakceptują ten rodzaj szkód. Jednak wiem, co mówię. Usuwając zawalidrogę możemy całkiem spokojnie udać się do jego ubezpieczyciela z rachunkiem kosztów za usunięcie pojazdu, rozliczeniem utraconych dochodów z powodu zmarnowanego czasu jak i też innych strat wynikłych lekkomyślności jego właściciela. Zgodnie z panującą w naszym prawie zasadą zarówno o fakcie wyrządzenia szkody jak o zakresie jej naprawienia decyduje związek przyczynowo skutkowy. Naszym zadaniem jest jedynie udowodnić, że następstwa, o których mówimy spełniają kryterium „normalności”, tj. w zwykłym biegu rzeczy z określonego działania sprawcy czynu niedozwolonego (zablokowanie nam wyjazdu) na ogół wynikają te właśnie wyżej opisane konsekwencje. Zabezpieczywszy się dowodowo, (czego osobiście nie uczyniłem) jesteśmy w stanie zrobić to stosunkowo łatwo.

Ubezpieczenie od odholowania

Jedyny problem, jaki się pojawia to właśnie kwestia chwilowego wyłożenia środków na odholowanie i parkowanie pojazdu. Jak wspomnieliśmy – nie ma problemu, gdy jest to inicjowane przez aparat utrzymania porządku, tu sprawca jest grzeczny i układny, gorzej gdyby miało to być robione z naszej prywatnej inicjatywy. Holownik zwykle będzie żądał zapłaty z góry. Ponadto może nie zechcieć wziąć na siebie wspomnianych problemów z ewentualnym uszkodzeniem holowanego pojazdu. I tu właśnie widzę nowe, interesujące pole do zagospodarowania dla ubezpieczycieli. Przecież rozszerzenie polisy majątkowej na koszty usuniecie przeszkody blokującej wjazd, czy nawet polisy AC na koszty uwolnienia naszego pojazdu z parkingu to doskonały „gadżet”, o którego użyteczności wielu bardzo szybko się przekona, zwłaszcza w okresie przedświątecznym. Co więcej, dodatek ten gwarantuje zerową wręcz szkodowość, gdyż każdy blokujący pojazd objęty będzie OC-posiadacza. Niestety w tym roku na wprowadzenie tego dodatku jest już raczej za późno. Może w przyszłym? Czekam na oferty!

Paweł Sikora

Komentarz

Autor felietonu „Nie blokuj, nie będziesz blokowany” proponuje zgłaszanie roszczeń, wynikających z zablokowania przez inny pojazd drogi wyjazdowej i powstania w następstwie tego strat finansowych po stronie posiadacza samochodu zablokowanego, do ubezpieczyciela sprawcy szkody. Strata miałaby być kompensowana z obowiązkowego ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych. Autor felietonu pisze:

Z punktu widzenia prawa cywilnego zablokowanie nam wyjazdu z posesji jest akademickim wręcz przypadkiem szkody w postaci tzw. „czystej straty finansowej”. Proponuję zatem zapoznanie się z treścią art. 34 ust. 1 ustawy z dnia 22.05.2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych:

„Z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych przysługuje odszkodowanie, jeżeli posiadacz lub kierujący pojazdem mechanicznym są obowiązani do odszkodowania za wyrządzoną w związku z ruchem tego pojazdu szkodę, której następstwem jest śmierć, uszkodzenie ciała, rozstrój zdrowia bądź też utrata, zniszczenie lub uszkodzenie mienia”. Niezależnie od kuriozalnej zależności utworzonej w tym przepisie (ustawodawca myli przyczynę ze skutkiem), wydaje się być rzeczą bezsporną, że ustawodawca, nie odchodząc od podziału szkody na lucrum cesans i damnum emergens,

wymaga dla odpowiedzialności gwarancyjnej ubezpieczyciela powstania zdarzenia w postaci utraty, zniszczenia lub uszkodzenia mienia, a zatem koncepcja czystej straty finansowej, zaprezentowana przez autora felietonu, nie wydaje się być trafiona.

Piotr Kaczanowski

Pozwolę sobie na „podpięcie się” pod komentarz Piotra Kaczanowskiego, który merytorycznie ma – i według mnie, i pewnie według większości ubezpieczeniowców – rację.

Kiedy ja jednak czytałem felieton Pawła Sikory to – mając podobne wątpliwości związane z art. 34.1 – miałem też nieodparte wrażenie, że w sądzie to Pawła właśnie interpretacja by się pewnie ostała. Jeśli jeszcze nie dziś to za miesiąc, rok, czy dwa lata. Bo kierunek i sens wszystkich aktualnych interpretacji idzie tylko w jednym kierunku – rozszerzenia ochrony osoby poszkodowanej.

Ja czytając felieton Pawła miałem raczej skojarzenie, że ubezpieczeniowcy, ucząc się na – rozsądnych i wyważonych – interpretacjach prof. Andrzeja Wąsiewicza tylko sobie szkodzą. Szkodzą, bo interpretacje te są już dawno i w znacznej części nieaktualne. Przyjęcie przez SN złożonych niedawno wniosków Rzecznika Ubezpieczonych zada im ostatni cios.

Ci, którzy tego nie rozumieją, i nie przygotują się na zmiany, w istocie czekają tylko, aż porwie ich wir. Wir, gdzie coraz silniejszy i szybszy prąd – narastające lawinowo i niepohamowanie koszty – wepchnie ich na dno…

Marcin Z. Broda

Komentarz do: Komentarza Piotra Kaczanowskiego

Szanowny Komentatorze!

Pojęcie czystych strat finansowych (jak wspomniałem w felietonie) wolno toruje sobie drogę do należnej sobie pozycji w naszej cywilistyce. Jednak nie da się go już pominąć, gdyż w niektórych ubezpieczeniach stanowi ich zasadniczy przedmiot (D&O, E&O), a od wielu lat stanowi też klasyczne wyłączenie odpowiedzialności ubezpieczyciela. Aby pojęcie to wytłumaczyć, przyjrzyjmy się wyłączeniu i definicji firmy InterRisk (OC działalności):

„Czysta strata finansowa – strata wyrażona w pieniądzu niebędąca ani szkodą osobową ani szkodą rzeczową”. A teraz wróćmy do przytoczonego przez Ciebie zapisu ustawowego: „Z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych przysługuje odszkodowanie, jeżeli posiadacz lub kierujący pojazdem mechanicznym są obowiązani do odszkodowania za wyrządzoną w związku z ruchem tego pojazdu szkodę, której następstwem jest śmierć, uszkodzenie ciała, rozstrój zdrowia bądź też utrata, zniszczenie lub uszkodzenie mienia”.

Teraz sięgnijmy do definicji mienia: Mieniem jest własność i inne prawa majątkowe. Komentarz (Rudnicki) do k.c. przekonuje nas: „W odróżnieniu od własności, przedmiotem innych praw majątkowych mogą być zarówno rzeczy, jak i przedmioty niebędące rzeczami (np. wierzytelności, energia elektryczna, gazowa)”. Tak więc powstanie po naszej stronie zobowiązania do zapłaty z tytułu kosztów usunięcia blokujących wjazd pojazdu, tudzież wynajęcia taksówki (pojazd zastępczy) jest utratą mienia (środków finansowych), choć nie jest utratą rzeczy.

Twierdzisz, Szanowny Komentatorze, że moja koncepcja „nie wydaje się być trafiona”. O ile dobrze rozumiem, wpisujesz się tym samym w wąską grupę zwolenników koncepcji tzw. „bezprawności względnej w aspekcie podmiotowym”. Jest to, jak niejednokrotnie podnosiłem (na tych i na innych łamach) koncepcja obca nam systemowo (niem. Zweck der Norm). Prawo niemieckie nie posługuje się normą syntetyczną (415 k.c.), musi więc szukać rozwiązań doktrynalnych zastępujących ją (czy lepiej, czy gorzej – sprawa dyskusyjna). Nasz ustawodawca przy określeniu zarówno kręgu poszkodowanych, jak i zakresu naprawienia, nakazuje posługiwać się jedynie związkiem przyczynowo-skutkowym (361 k.c.). Dlatego w moim tekście kwestie przyczynowości adekwatnej podkreśliłem dwukrotnie. Na tym polu bardzo chętnie wysłucham Twojej argumentacji – tym bardziej, że, jak podkreślił Marcin Broda, sądownictwo (słynny pojazd zastępczy) w ciągu ostatnich 20 lat uczyniło znaczny postęp mentalny i intelektualny w wyrównywaniu dziesiątek lat zapóźnień doktrynalnych.

Z uszanowaniem.

Paweł Sikora

Komentarz do: Komentarza Pawła Sikory

Nie zamierzam w żadnym stopniu odnosić się do pojęcia czystych strat finansowych, albowiem ten charakter szkody majątkowej nie jest mi obcy i nie mam problemów ze stosowaniem tego pojęcia w praktyce. Nie będę też epatował lub wprawiał czytelników w zakłopotanie niemieckojęzycznymi zwrotami, czy też poglądami doktryny niewiele wnoszącymi do istoty zagadnienia, bo to sposób na rozmywanie samego problemu, który powstał na gruncie konkretnych przepisów ustawy z dnia 22.05.2003 r o ubezpieczeniach obowiązkowych, UFG i PBUK. Zadenuncjowanie mnie przez znanego felietonistę na łamach Dziennika Ubezpieczeniowego, jako członka wąskiej grupy zwolenników jakiegoś poglądu przynosi mi zaszczyt, bo obserwując to, co się dzieje w orzecznictwie sądów powszechnych, potykając się o tezy będące owocem prawniczej myśli przedstawicieli pewnego urzędu, który „terroryzuje” rynek ubezpieczeniowy, obserwując radosną twórczość legislacyjną, której przykładem jest zarówno nowelizacja przepisów Kodeksu cywilnego o umowie ubezpieczenia, jak i wyżej wymienionej wyżej ustawy, mam wątpliwość, czy chciałbym być przedstawicielem większości, rozumianej adekwatnie do naznaczonej przez felietonistę mniejszości. Ale zabieg publicysty, znany doskonale z bieżącej polityki, był sprytny. Umieszczenie kogoś, a jeszcze lepiej przypisanie komuś, że sam się umieścił w wąskie grupie wyznawców, czyni z adresata zarzutu członka sekty.

Gdyby znany felietonista uważnie przeczytał przedmiotową ustawę przed napisaniem w twórczym rozpędzie felietonu ” Nie blokuj, nie będziesz blokowany”, niewątpliwie dostrzegłby, nie tylko treść art. 34 ust. 1, ale również uczynione przez ustawodawcę rozróżnienie pomiędzy pojęciem szkody w mieniu, a pojęciem szkody będącej następstwem utraty, zniszczenia lub uszkodzenia mienia (pomijając błąd polegający na pomyleniu przyczyny ze skutkiem). Spojrzawszy choćby na treść art. 38 ust 1 i 2 ustawy, nie sposób nie dojść do wniosku, że ustawodawca pisząc w ust. 2 o szkodzie wyrządzonej w mieniu i odnosząc się jedynie do tych przypadków, których dotyczy ust. 1 pkt 1 (uszkodzenie, zniszczenie lub utrata mienia), wskazuje, iż istnieją jeszcze inne szkody w mieniu, niż te wąsko określone w ust. 1 pkt 1, a zatem również określone w art. 34 ust. 1.

Pojęcie uszczerbek w mieniu, czy też szkoda na/w mieniu nie powinno być utożsamiane z pojęciem uszkodzenie, zniszczenie lub utrata mienia. Zarówno w poglądach przedstawicieli doktryny, jaki i w orzecznictwie wskazuje się, że określenie uszkodzenie, zniszczenie lub utrata mienia stanowi określenie szkody o charakterze fizycznym (w dobrach materialnych). Zwolennicy szerokiego rozumienia pojęcia szkody na mieniu podkreślają, iż obejmuje ona nie tylko uszkodzenie, zniszczenie lub utratę mienia, lecz również inne uszczerbki w mieniu, które wprawdzie mogą, lecz nie muszą być związane z powstaniem ww. szkody o charakterze fizycznym. Uszczerbek w mieniu przyjąć może bowiem postać wszelkich negatywnych konsekwencji w sferze praw majątkowych poszkodowanego. Brzmienie art. 34 ust.1 ustawy, w mojej opinii – wyznacza granice odpowiedzialności gwarancyjnej za szkody na mieniu poprzez wskazanie, iż zakres obowiązku naprawienia tej szkody ograniczony jest do przypadków, gdy doszło do szkód o charakterze fizycznym (polegających na zniszczeniu, uszkodzeniu lub utracie rzeczy).

Znakomite, choć zapewne nieświadome, wsparcia dla tej tezy otrzymałem od samego, znanego felietonisty, przywołującego z uznaniem definicję czystej straty finansowej, zawartą w OWU OC InterRisk- „strata wyrażona w pieniądzu niebędąca ani szkodą osobową ani szkodą rzeczową”. Skoro czysta strata finansowa nie jest szkodą rzeczową, to idąc tropem wytyczonym przez felietonistę, nie jest szkodą wynikającą z utraty, zniszczenia lub uszkodzenia mienia, a zatem nie jest objęta odpowiedzialnością gwarancyjną ubezpieczyciela w ramach obowiązkowego ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych (art. 34 ust.1).

Piotr Kaczanowski

Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie

Rynek ubezpieczeniowy rozumiany jako wspólnota ubezpieczycieli winien dojrzeć do myśli o zebraniu sił intelektualnych i organizacyjnych w celu podjęcia walki z osobami (podmiotami) odpowiedzialnymi za tworzenie kosztownych w realizacji rozwiązań prawnych, które następnie są zmieniane wobec stwierdzenia ich oczywistych błędów. – Piotr Kaczanowski

Nie bez przyczyny powtarzam w tytule felietonu słynny cytat Pawlaka z filmowego przeboju „Sami swoi”. Chciałoby się mieć, jak Pawlakowa, kilka granatów, żeby rozwiązać problemy bez udziału sądów lub wbrew sądowym orzeczeniom naruszającym nasze interesy.

Jeden decyduje, drugi płaci

Przechodząc od tego żartu do realiów współczesnego rynku ubezpieczeniowego, nie mogę nie odnieść się do sytuacji powstałej na gruncie mizernej jakości orzecznictwa sądów powszechnych, bezkarnej, urzędniczej interpretacji rozwiązań prawnych oraz braku jakiejkolwiek, faktycznej odpowiedzialności podmiotów tworzących prawo, za jego psucie. Złe prawo generuje potężne koszty po stronie tych, którzy muszą je stosować.

Ubezpieczyciele ponoszą koszty mizernego orzecznictwa i interpretacji urzędniczych.

Rynek ubezpieczeniowy, rozumiany jako wspólnota ubezpieczycieli, winien dojrzeć do myśli o zebraniu sił intelektualnych i organizacyjnych w celu podjęcia walki z podmiotami odpowiedzialnymi za tworzenie błędnych i kosztownych w realizacji rozwiązań prawnych oraz narzucającymi jedynie słuszne, w ich ocenie, interpretacje przepisów. Wymierne straty, które powstały w następstwie takiej nieodpowiedzialnej twórczości, dają się łatwo oszacować, a adekwatność ich związku przyczynowo-skutkowego z działaniem tych podmiotów, nie będzie trudna do wykazania. Poważnego wysiłku intelektualnego będzie natomiast wymagało przeprowadzenie dowodu na bezprawność tego rodzaju aktywności ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Nie jest to jednak wysiłek daremny, co potwierdzają nierzadkie przykłady, zakończonych sukcesem, roszczeń kierowanych do podmiotów reprezentujących Państwo. Tak realizuje się odpowiedzialność urzędów za niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej oraz sądów za wydanie prawomocnego orzeczenia naruszającego obowiązujący porządek prawny. Narzędziem dla tego rodzaju roszczeń są przepisy zawarte w art. 417 Kodeksu cywilnego.

W tym miejscu „zaatakuję” prowokatora lub defetystę, a może tylko malkontenta (do wyboru czytelników) – Marcina Brodę, który niejednokrotnie daje w Dzienniku Ubezpieczeniowym wyraz swoim przekonaniom, że merytorycznie i prawnie słuszne stanowisko, w sądzie, zapewne się nie ostanie. Przykładem niech będzie tekst z komentarza Marcina Brody do felietonu „Nie blokuj, nie będziesz blokowany” –

Pozwolę sobie na „podpięcie się” pod komentarz Piotra Kaczanowskiego, który merytorycznie ma – i według mnie, i pewnie według większości ubezpieczeniowców – rację.

Kiedy ja jednak czytałem felieton Pawła Sikory to – mając podobne wątpliwości związane z art. 34.1 – miałem też nieodparte wrażenie, że w sądzie to Pawła właśnie interpretacja by się pewnie ostała. Jeśli jeszcze nie dziś to za miesiąc, rok, czy dwa lata. Bo kierunek i sens wszystkich aktualnych interpretacji idzie tylko w jednym kierunku – rozszerzenia ochrony osoby poszkodowanej.

Dochodzimy do czegoś w rodzaju paranoi. Albo odnosimy się do obowiązującego prawa i praworządności rozumianej jako działanie wszelkich podmiotów (w tym organów, urzędów i sądów) w zgodzie z prawem, albo dyskutujemy o „samowolce”, polegającej na dowolnym odchodzeniu od zapisów prawa w imię czyjegoś przekonania o słuszności innego, pozaprawnego rozwiązania lub rozwiązania funkcjonującego w innym państwie lub w imię czyichkolwiek oczekiwań związanych z kierunkiem reform w systemie prawa.

Jeżeli standardem stanie się niekompetencja, brak profesjonalizmu, czy wręcz głupota, zastępujące praworządność, profesjonalizm i racjonalne myślenie, to ja, cytując powtórnie filmowego Pawlaka, z takiego kraju się wypisuję.

Pozostańmy w granicach prawa

Nie mam nic przeciwko poszerzaniu prawnej ochrony osób poszkodowanych i uprawnionych ale musi się to odbywać w granicach obowiązującego prawa, nie tylko bezwzględnie obowiązujących przepisów Kodeksu cywilnego ale również z poszanowaniem zasady swobodnego kształtowania treści umów ubezpieczeń dobrowolnych. Obserwując rzeczywistość zaczynam się dziwić, że wobec fiskalnej ofensywy UOKiK (czyżby w ramach zlecenia zatykania dziury budżetowej), ostały się jeszcze udział własny i franszyza, którym to instytucjom można zarzucić naruszenie zasady pełnego odszkodowania.

Dziwię się, że ostały się jeszcze udział własny i franszyza.

Przyjmuję do wiadomości, niestety, w ślad za wyżej przedstawionym stanowiskiem Marcina Brody, że sędzia może wydać orzeczenie, w którym zobowiąże ubezpieczyciela do kompensowania z obowiązkowego ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych, straty posiadacza pojazdu, wynikającej z zablokowania tego pojazdu przez inny, nieprawidłowo zaparkowany pojazd. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że sprawca takiej szkody, która nosi charakter czystej straty finansowej, ponosi za tę szkodę odpowiedzialność, ale ta czysta strata finansowa nie stanowi następstwa utraty, zniszczenia lub uszkodzenia mienia, za co odpowiedzialność gwarancyjną ponosi ubezpieczyciel w ramach ww. ubezpieczenia obowiązkowego. Jeżeli w czasie zdarzenia, stanowiącego czyn niedozwolony posiadacza lub kierującego pojazdem, zostanie utracone, zniszczone lub uszkodzone mienie, to niewątpliwie nie będzie żadnych przeszkód, by odpowiedzialnością gwarancyjną ubezpieczyciela została objęta szkoda mające postać lucrum cesans, a więc również kwalifikowana jako czyste straty finansowe. Próba uzasadniania, iż zniszczenie i uszkodzenie mienia z pewnością odnosi się do czysto fizycznego składnika mienia, a więc przedmiotu, a utrata odnosi się ponadto do praw majątkowych, byłaby realizacją zasady „nikt nam nie udowodni że czarne jest czarne, a białe jest białe”.

W jakim kierunku zmierzamy

Nie dziwi mnie wyrok, w którym, w ramach przedmiotowego ubezpieczenia, uznaje się odpowiedzialność ubezpieczyciela za szkodę na osobie, wyrządzoną otwieranymi drzwiami przez dorosłego i poczytalnego pasażera, nie będącego posiadaczem pojazdu, w trakcie wysiadania z tego pojazdu, podczas jego postoju. Nie szokuje mnie wyrok, którym zobowiązuje się zakład ubezpieczeń do kompensowania z tego samego ubezpieczenia, szkody wyrządzonej sobie samemu przez operatora dźwigu umieszczonego na podwoziu samochodu ciężarowego, w czasie rozładowywania tym dźwigiem innego środka transportu. Operator dźwigu był jednocześnie kierowcą pojazdu, na którym umieszczone było urządzenie dźwigowe. Niekompetencja nie dziwi mnie i nie szokuje, chociaż głęboko oburza. Niekompetentni sędziowie, czytając przepis art. 34 ust. 2 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, UFG i PBUK, wyrywają go z kontekstu, który to kontekst zawiera w sobie wyraźne określenie kręgu osób ubezpieczonych (posiadacz i kierujący, a nie pasażer). Niedouczeni prawnicy nie dostrzegają w treści przepisu tego, iż w odniesieniu do załadunku i rozładunku chodzi o te właśnie czynności dotyczące pojazdu, którego posiadacz zawarł umowę ubezpieczenia, z tytułu której ma być wypłacone odszkodowanie za szkodę wyrządzoną osobie trzeciej.

Niekompetencja sędziów nie może być standardem.

Nie wykluczam, że niedługo znajdzie się i taki sędzia, który zobliguje ubezpieczyciela do wypłaty odszkodowania z umowy ubezpieczenia OC ppm. odnoszącej się do pojazdu będącego w czasie postoju, za szkodę wyrządzoną przez niezidentyfikowanego sprawcę poruszającego się innym pojazdem. Adekwatny związek przyczynowy okaże się dla tego przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości nieistotny, wobec faktu, iż traktując przepis literalnie, każdą szkodę powstałą podczas postoju pojazdu, uznać można za szkodę związaną z ruchem tego pojazdu, niezależnie od faktu, że posiadaczowi lub kierującemu nie można przypisać odpowiedzialności, bowiem pomiędzy postojem pojazdu, a szkodą, nie istnieje jakikolwiek związek przyczynowo – skutkowy. Podstawę odpowiedzialności gwarancyjnej pokrętny umysł potrafi znaleźć w odpowiedzialności na zasadzie ryzyka (bez winy) i braku możliwości uwolnienia się wyłączną winą zidentyfikowanej osoby trzeciej. Jak napisałem, nie dziwią mnie i nie szokują takie orzeczenia, ale opisana niekompetencja sędziów sprowadzająca się do nieznajomości prawa lub nieumiejętności w zakresie jego stosowania, nie może być standardem. Nie może też budzić uznania na tej tylko podstawie, że niektórym się wydaje, iż takie orzeczenia są etyczne, zgodne z prawem innych państw członkowskich Unii Europejskiej lub bliższe idei pełnej ochrony osób poszkodowanych i uprawnionych. Tak też się wydawało niektórym współautorom tzw. prokonsumenckich w założeniu rozwiązań zawartych w noweli do ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych. Szczytne intencje potknęły się o brak podstawowych umiejętności, które winny cechować twórców prawa – zdolność do ubrania w słowa tego, co wymyśli głowa i zdolność do przewidywania skutków tego, co się napisało. I tak na przykład, 12-to miesięczna umowa będzie się kończyła dzień wcześniej, niż została zawarta, a w przypadku umowy uważanej za niezawartą będzie istniał okres udzielanej ochrony ubezpieczeniowej.

Piotr Kaczanowski

Kochaj albo rzuć

Zwrot „utrata mienia” obejmuje […] swoim zakresem również zwrot: „pozbawienie środków finansowych”.

Na początek zagadka: kto otrzymał w tym roku nagrodę Nobla w dziedzinie nauk prawnych? Nikt! Ponieważ w dziedzinie nauk prawnych nie rozdaje się nagrody Nobla. Prawnicy w swojej pracy nic nowego nie tworzą. Cała ich rola polega na służeniu społeczeństwu – oczywiście na swój sposób! Najpierw poprzez to, że społeczna wola jest przez nich zamieniana na system zbudowany z norm tj. informacji ukierunowanej na podjęcie określonej decyzji. Później zaś (zresztą najczęściej) ich praca polega na tym, aby informacje zawarte w treści normy odkodować, i to na tyle jasno i wyraźnie by podjeta przez adresatów decyzja była właśnie taka jakiej życzyli sobie twórcy normy. Można pracę prawnika porównać do pracy tłumacza: przekłada z języka prawniczego na język ludzki. Zapytany, powinien jednak dokładnie wytłumaczyć dlaczego w swoim przekładzie użył tego, a nie innego sformułowania. Tylko wtedy jego przekład można nazwać rzetelnym.

Komu ufać?

Nie wiem na ile czytelników w ogóle interesują dyskusje dotyczace tego czy dane pojęcie należy interpretować szerzej czy też węziej. Przypuszczam, że przy drugim lub trzecim komentarzu do komentarza przestają rozumieć o co tu w w ogóle chodzi. Cztelnicy domagają się jasnej informacji jak mają postępować tj. jaką podjąć decyzję. Ktoś mówi im: gdy masz problem z zablokowanym parkingiem masz prawo do zwrotu wynikłych z tąd kosztów z ubezpieczenia OC sprawcy. Ktoś inny mówi: absolutnie nic takiego ci się nie należy! Komu zaufać?

Z tego, że ktoś coś twierdzi oprócz pytania co twierdzi wynikają dwa inne pytania: po pierwsze: kto tak twierdzi i po drugie: dlaczego tak twierdzi. Felietonista Sikora od kilkunastu lat stale pisze na temat ubezpieczeń, ma więc interes w wyszukiwaniu ciekawostek, bo za to mu płacą. Nie raz okazało się, że udało mu się celnie trafić i z tego to względu część lubi go czytać, część zaś nie bardzo. Walcząc o czytelników będzie bronił swego.

Szanowny Pan Piotr Kaczanowski jest uznanym autorytetem w dziedzinie ubezpieczeń komunikacyjnych. Jednak od dłuższego czasu jest związany z ubezpieczycielem i co więcej sprawuje u niego wiodące funkcje. Cokolwiek by nie powiedział (niezależnie jak bardzo by to było słuszne), jeżeli będzie to w interesie ubezpieczycieli, powstanie podejrzenie stronniczości i obrony interesu pracodawcy. Tym bardziej, że argumentacja, którą przedstawił w swoich komentarzach oraz w ostatnim tekście (Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie) jest niestety bardziej emocjonalna niż merytoryczna.

Żadne krzyki i płacze…

Skupmy się na samej koncepcji roszczeń wynikających z zablokowania nam drogi do posesji czy parkingu. Jak napisałem czysta strata finansowa to jedynie taka, która nie bierze się z uszkodzenia rzeczy (ani osoby). Jest to więc wąska grupa strat, które dotyczą tego, co z przymiotu rzeczy zupełnie nie korzysta (nie jest przedmiotem materialnym – 45 k.c.). Dlatego nasz ustawodawca w ustawie o ubezpieczeniach obowiązkowych […] operuje dużo szerszym pojęciem mienia (np.: art. 34). Aby wytłumaczyć to pojęcie musimy się odwołać do konstrukcji bilansu (analogię te przenosząc na osoby fizyczne). W nauce prawa cywilnego od dziesiątek lat zgodnie podkreśla się, że mieniem są wszystkie aktywa bilansowe. Owszem mamy w nich rzeczy (nieruchomości, pojazdy, stany magazynowe), ale mieniem przedsiebiorstwa są również: wartości niematerialne i prawne, wierzytelności, jak i posiadane w kasie bądź na koncie środki finansowe. Ustawodawca mówiąc o ich „utracie” posługuje się potocznym znaczeniem tego słowa (brak definicji legalnej), czyli: „utrata – fakt, że ktoś został pozbawiony kogoś lub czegoś” (Słownik PWN). Połączywszy obie te kategorie musimy stwierdzić, że zwrot „utrata mienia” obejmuje jednak swoim zakresem również zwrot: „pozbawienie środków finansowych”.

Tymczasem we wczorajszym tekście mogliśmy przeczytać: „Próba uzasadniania, iż zniszczenie i uszkodzenie mienia z pewnością odnosi się do czysto fizycznego składnika mienia, a więc przedmiotu, a utrata odnosi się ponadto do praw majątkowych, byłaby realizacją zasady „nikt nam nie udowodni że czarne jest czarne, a białe jest białe””. No proszę, a jednak komuś się ten dowód udał!

Gdybym miał gitarę

Idźmy dalej. Szanowny Pan Piotr Kaczanowski uważa, iż na przeszkodzie do składania przedmiotowych roszczeń stoi brzmienie przedmiotowej ustawy, która zdaje się wskazywać jedynie na czysto fizyczne straty w mieniu. Zarówno Marcin Broda jak i inni komentatorzy bystrze odgadli, że pogląd ten jest raczej wyrazem „chciejstwa” ubezpieczycieli, niż poglądem uwzględniającym dorobek prawa cywilnego i ubezpieczeniowego ostatniego dwudziestolecia. Przepisy, które cytuje Piotr Kacznowski dotyczą zakresu naprawienia szkody (art. 34, 38). W tej grupie najważniejszym jest przepis art. 36, który mówi: „Odszkodowanie ustala się i wypłaca w granicach odpowiedzialności cywilnej […]”. Do tejże granicy musimy się odwoływać.

W moim komentarzu (do komentarza) wskazałem na pewną dyskusję, która od lat toczy się w terorii prawa deliktów. Wbrew twierdzeniom, że „epatowanie” obcojęzycznymi zwrotami zaciemnia meritum sprawy, uważam tę właśnie dyskusję za wręcz fundamentalną zarówno dla poszkodowanych jak i dla ubezpieczycieli, zwłaszcza zaś dla tychże „niekompetentnych” sędziów (np.: Glosa, Lackoroński B. OSP 2009/10 str. 753). Podobnie jak to dotyczy strat wynikających z wadliwego parkowania należy zadać pytanie gdzie jest granica naprawienia szkody z tytułu czynu niedozwolonego? Może się bowiem okazać, ze zaparkowanie na wjeżdzie nie tylko pokrzyżowało nasze plany, ale nasze spóźnienie spowodowało dalsze konsekwencje np.: gramy na gitarze i koncert się nie odbył, co spowodowało straty organizatora. Czy organizator również dostanie odszkodowanie z OC posiadacza? Tego rodzaju łańcuszki poszkodowanych można by tworzyć praktycznie bez końca.

My stoimy tu…

Na tym właśnie tle starły się ze sobą dwa poglądy. Pierwszy oparty o doktrynę zapożyczoną z systemu niemieckich deliktów (to jest właśnie „bezprawność względna w aspekcie podmiotowym”) i drugi pogląd bliższy systemowi francuskiemu (decyduje związek przyczynowo skutkowy). Pogląd pierwszy mówi, że poszkodowanym jest tylko ten, którego dobra są chronione daną normą prawa (stąd poszukiwanie celu normy- Zweck der Norm). Stosując tę koncepcję być może nawet i uznamy za poszkodowanego osobę, ktorej pojazd unieruchomił ktoś parkując innym pojazdem (tak twierdzi niemiecki sąd najwyższy), ale dalszych poszkodowanych (organizatora koncertu, osoby podwożone) już nie.

Druga grupa prawników (dodajmy przeważająca) wskazuje, że nasze prawo deliktów oparte jest o konstrukcję syntetycznej normy art. 415 k.c.. Zaś zakres naprawienia jak i osobę poszkodowanego wskazuje jedynie art. 361 k.c., tj. adekwatny związek przyczynowo skutkowy. Oznacza to, że jeżeli tylko dany uszczerbek jest „normalnym” następstwem czyjegoś działania, oznacza to konieczność jego naprawienia wobec każdej osoby poszkodowanej. Przy takim podejściu nie ma najmniejszych wątpliwości co do konieczności pokrycia czystych strat wynikajacych z zablokowania pojazdu, a może i… skromnego zadośćuczynia? Normalnym następstwem są bowiem: stres, nerwy, kopanie w koło, walenie pięściami w karoserię, bieganie po okolicznych marketach i butikach. Moim zdaniem (skoro cytujemy klasyków) „to jest chyba oczywista oczywistość”.


Opublikowano

w

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kategorie
Archiwa
Ostatnie wpisy

Newsletter – formularz zapisz się

 

Jeśli chcesz być informowany o nowych artykułach na blogu – zapisz się do newslettera