Agentów ubezpieczeniowym mamy w Polsce około 30-tu tysięcy, zaś Komisja Nadzoru Finansowego jest tylko jedna. A zatem prawdopodobieństwo kontroli nie jest zbyt wielkie, niemniej… istnieje. Niestety każdy z kontrolowanych agentów przekonał się na własnej skórze, że kontrola jest rygorystyczna i może zakończyć się nawet zarzutami prokuratorskimi. Wystarczy spojrzeć na listę ostrzeżeń publicznych KNF by się o tym przekonać. Nie ma na niej ani jednego brokera ubezpieczeniowego, za co do agentów ubezpieczeniowych zawiadomień do prokuratury jest blisko 20. Inna sprawa czy faktycznie naruszenia ustawy ustawy są tak poważne, że wymagają ścigania prawem karnym? Moim zdaniem nie! Ale widać KNF jest innego zdania.
Agentów grzechy główne
Najczęstszym i najgroźniejszym co do konsekwencji naruszeniem ustawy dystrybucyjnej jest współpraca z osobami bez uprawnień. Analiza korespondencji mailowej dokonywana przez kontrolujących z KNF łatwo pozwali zidentyfikować różnych pomocników, naganiaczy, polecających i innych podobnych. Niestety dość często są to osoby zajmujące się czymś innym (leasingiem, pośrednictwem kredytowym, nieruchomościami) lub co gorsza są to osoby, które utraciły uprawnienia w skutek działań niezgodnych z prawem. Osoby te starają się sprzedać gdzieś portfel swoich klientów, którego same nie mogą obsługiwać ubezpieczeniowo w skutek braku lub utraty uprawnień. Nie jest problemem portfel, lecz współpraca z taką osobą. Czynności agencyjne zaczynają się od jakiegokolwiek działania nakierowanego na sprzedaż. Czynnością jest już samo polecenie danego agenta, nie wspominając o skierowaniu, czy wręcz przyprowadzeniu za rękę klienta. Tego rodzaju czynności agencyjne może wykonywać tylko i wyłącznie osoba zarejestrowana w RPU i to po spełnieniu wszystkich wymogów prawnych.
Drugim problemem pojawiającym się często w protokołach pokontrolnych jest praca na cudzych loginach. To jasne, że w dużych multiagencjach dopilnowanie by wszyscy mieli uprawnienia do zawieranie ubezpieczeń w każdym z towarzystw, z którymi mamy podpisaną umowę jest bardzo ciężkim zadaniem, wymagającym ogromnej konsekwencji i determinacji. Ponadto wymaga czasu, a nawet nakładów finansowych. Zwykle fakt, iż koleżanka siedząca obok pracuje na moim loginie i haśle nie wychodzi na zewnątrz, aż do chwili gdy pojawia się problem. Przykładowo okazuje się, że ubezpieczyciel stwierdza fraud ubezpieczeniowy, taki jak choćby ubezpieczenie pojazdu po szkodzie, ubezpieczenie pojazdu specjalnie spreparowanego do ubezpieczenia, czy tak zwanego „bliźniaka”. Każdy taki przypadek to konieczność wskazanie osoby zawierającej ubezpieczenie organom ścigania. Trudno wtedy wytłumaczyć dlaczego ktoś inny ubezpieczenie zawierał, a ktoś inny użyczył jedynie swojej tożsamości. Niezależnie od kontroli KNF takie przypadki dość często lądują w prokuraturze.
Oddzielnym problemem związanym z realnym funkcjonowaniem agencji, a zwłaszcza osób wykonujących czynności agencyjne są tak zwane: „loginy rodzinne”. Mąż loguje się na żonę, żona na swoja matkę, matka zaś w ogóle się nie loguje bo tylko zarejestrowała na prośbę dzieci działalność na siebie by… zaoszczędzić na ZUS-ie. W takim przypadku nic się nie zgadza, nikt nie wykonuje czynności na siebie. Tyle tylko, że nikt wtedy nie pęka w razie kontroli. W przypadku osób obcych, wystarczy odrobine stresu i pracownicy chętnie zeznają na szefów, na współpracowników i na kogo tylko się da.
Kohabitacja agenta i brokera
Mimo iż kilka kontroli, w których wspierałem dystrybutorów dotyczyło agentów ubezpieczeniowych mam nieodparte wrażenie, że kontrola KNF wynika na ogół z faktu istnienia bliskich relacji z brokerem. A to agent postanowił zmienić sposób wykonywania dystrybucji i zostać brokerem, a to istnieje spółka brokerska, z którą był powiązany osobowo, a to łączy ich wspólna grupa kapitałowa . Fakt ten jest zwykle dość łatwo dostrzegalny. Gdy pod tym samym adresem pojawia się zarówno agent jak i broker, co więcej mamy to samo nazwisko czy nazwę, lub co gorsza wspólna jest również strona internetowa KNF nie ma wątpliwości, że łączność miedzy brokerem i agentem jest po prostu faktem. Tak zwana kohabitacja agenta z brokerem nie jest sama w sobie zabroniona. Te dwa podmioty mogą obok siebie egzystować pod warunkiem, że nie wprowadzają w błąd klientów. Zabroniona jest jedynie stała umowa między agentem a brokerem związana z dystrybucją ubezpieczeń. Agent nie może wspólnie z brokerem obsługiwać klienta w jakimkolwiek elemencie ścieżki dystrybucyjnej. Jeśli obsługa jest agencyjna – musi być do końca obsługą agencyjną. I vice versa jak broker wziął od klienta pełnomocnictwo, to od początku do końca wszystkie czynności wykonuje broker. Niektórzy zapewne zapytają: to dla czego niektóre firmy ubezpieczeniowe zlecają agentom wystawianie polis, które następnie ci przekazują brokerom? Moim zdaniem taka praktyka jest nieetyczne i może wprowadzać w błąd klientów. Jednak naruszenia prawa nie ma o ile wystawienie polisy zleca firma ubezpieczeniowa. Ta może to robić. Nie oznacza to jednak wcale, że powstaje umowa między brokerem, a agentem. Umowa jest jedynie między ubezpieczycielem a agentem, tak samo jak istnieje umowa miedzy brokerem a klientem. Moim zdaniem (ale nie tylko moim, bo i stanowisko takie prezentują praktycznie wszyscy komentatorzy do ustawy) nie jest to umowa dystrybucyjna i powinna być obłożona podatkiem VAT, ale to już zupełnie inny temat.
Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?
Bywa i tak, że agent udaje brokera. Pobiera od klientów pełnomocnictwa do pozyskania szkodowości, do reprezentowania w czynnościach likwidacyjnych, a nawet do reprezentowania go przed firmami ubezpieczeniowymi. Często ciężko nawet wytłumaczyć agentowi dlaczego nie może tego robić? Przecież każdy może mieć pełnomocnika cywilnoprawnego? Owszem może, ale nie w sprawach związanych z dystrybucją ubezpieczeń. Tu reprezentowanie klienta jest zastrzeżone dla brokerów. Agent reprezentuje zakład ubezpieczeń i tylko zakład ubezpieczeń.
Jeszcze jedna rzecz to nazwy, których używają agenci. Spotykane są wszelkie możliwe wariacje na temat słowa „broker”. Występuje on z różnymi przedrostkami, kryje się czasem w środku nazwy, ukrywa się często pod jego zagranicznymi wersjami i modyfikacjami. Tu jako przykład niech posłuży nazwa, którą przybrał jeden z agentów bodajże gdzieś ze wschodu polski – mianowicie nazywał się „Proker” (nie wierzycie zapytajcie wujka GOOGLA). Oczywiście nie należy przypadkiem mylić tej nazwy ze słowem „broker”. W języku polskim litera ma ogromne znaczenie, zwłaszcza pierwsza. Każdy zna słynne powiedzenie Profesora Bralczyk „o robieniu komuś łaski”! Ciekaw jestem tylko czy KNF ma poczucie humoru? Bo mam wrażenie, że raczej kiepskie!
Dodaj komentarz