Brokerstwo czy braterstwo?

Wydawać by się mogło, że obecnie różnica między obsługą brokerską a agencyjną jest dla ubezpieczających bardziej niż oczywista. W końcu broker jest klienta, a agent ubezpieczyciela. Jednak w przypadku gdy agent staje się reprezentantem większości firm ubezpieczeniowych na rynku różnica zdaje się topnieć. W końcu jeśli się jest przedstawicielem wszystkich ubezpieczycieli, to tak jakby się nie było niczyim. Jednak wyzbycie się znamienia pomocnika ubezpieczyciela nie oznacza automatycznie nabycia prawa do reprezentowania klienta. Agent choćby nie wiem jak się starał musi przede wszystkim dbać o interes swojego mocodawcy (ubezpieczyciela), dopiero później myśleć o „najlepiej pojętym interesie klienta” – jak to ładnie formułuje ustawa dystrybucyjna.

Who is who

Ustawodawcy – zarówno unijny jak i krajowy, wyraźnie chcieliby uczynić wszystko by klienci wreszcie zrozumieli „kto jest kim”. Ustawa dystrybucyjna poszerza obowiązki informacyjne jakimi obarcza dystrybutorów. Zgodnie z jej brzmieniem agent ma obowiązek na piśmie poinformować klienta o tym na rzecz jakich ubezpieczalni wykonuje czynności, ma wymienić ich nazwy, a w końcu ma też poinformować o charakterze otrzymywanego od każdej z nich wynagrodzenia. Co do postaci papierowej powyższych informacji jest ona pewną nowością. Szczerze jednak powiedziawszy mimo licznych utyskiwań agentów na „papierologię” i „brukselską biurokrację” nie wyobrażam sobie innej formy informowania klienta, jak właśnie w postaci wydrukowanego tekstu. Przekazanie tych informacji w formie ustnej byłoby wręcz groteskowe i mało poważne, zwłaszcza w przypadku multiagentów, których to lista umów agencyjnych jest liczona w dziesiątki.

Model brytyjski, a jednak polski

Intencją ustawodawcy było również stworzenie silnych zabezpieczeń ustawowych przeciwko łączeniu tych dwóch form pośrednictwa (zakaz pozostawania w tzw. „innych relacjach” z brokerem). Wielu zachodzi w głowę dlaczego model brytyjski pośrednictwa ubezpieczeniowego (przypomnijmy, że tam nie ma wyraźnego rozdziału czynności agencyjnych i brokerskich) został potraktowany przez Unię z tak wielką niechęcią? Czyżby przez „Brexit”? Pytanie jest o tyle istotne, że nasz rodzimy model pośrednictwa to w dużej mierze mali brokerzy wywodzący się z działalności agencyjnej, często prowadzonej w dalszym ciągu przez innego członka rodziny. Nagle ten rodzaj koegzystencji znalazł się na cenzurowanym i jest wyraźnie zwalczany jako zagrażający interesom klienta.

Umowa brokerska, czyli jaka?

Nasuwają się dwa pytania: czy połączenie tych modeli dystrybucji faktycznie mogłoby zagrażać interesom klientów i dlaczego my jakoś nie bardzo rozumiemy skąd mogło by się brać to zagrożenie? Jednym z argumentów jest być może kwestia odpowiedzialności cywilnej brokera i agenta. Broker jako pełnomocnik klienta odpowiada za swoje działania lub zaniechania wyrządzające szkodę na podstawie umowy jaką ma ze swoim klientem. Czy uznamy, że umowa to ma charakter zlecenia, umowy o dzieło czy nawet umowy agencyjnej, w każdym z tych przypadków jej niewykonanie zawiera w sobie domniemanie winy brokera. Idąc w kierunku uznania umowy brokerskiej za umowę o dzieło mamy jednocześnie zobowiązanie efektu, co tym bardziej stawia druga stronę w pozycji uprzywilejowanej.

Ciężar dowodu

Tymczasem agent ubezpieczeniowy wyrządzając szkodę nie podlega rygorowi kontraktowemu. Może podlegać jedynie reżimowi deliktowemu. Nie trzeba nikogo przekonywać, że posługiwanie się reżimem deliktowym jest trudne ze względu na konieczność udowodnienia agentowi winy. Owszem, jako podmiot profesjonalny agent musi stosować podwyższone standardy dbałości, co ułatwia jej udowodnienie w zakresie tzw. „subiektywnej naganności”. Ponadto nowe brzemiennie ustawy mówiące o konieczności działania „zgodnego z najlepiej pojętym interesem klientów” poprawia pozycję poszkodowanego co do udowodnienia drugiego aspektu winy tj. „obiektywnej bezprawności”. Ciągle jeszcze jest to bardzo dalekie od przerzucenia całego ciężaru dowodu, która to konstrukcja cechuje odpowiedzialność kontraktową, czy do odpowiedzialności za sam brak efektu, która cechuje umowę o dzieło.

Jakoś to będzie…

Jednak moim zdanie powyższe różnice nie są znaczącym argumentem za tak rygorystycznym oddzielaniem działalności brokerskiej od agencyjnej. I tu prawdopodobnie dochodzimy do sedna problemu. Większość dojrzałych systemów cywilno-prawnych w Europie jest oparta głównie na odpowiedzialności kontraktowej. Odpowiedzialność deliktową traktuje się tam jako konieczne, aczkolwiek mało popularne uzupełnienie tej pierwszej. Dla tych prawodawstw brak odpowiedzialności kontraktowej agenta ubezpieczeniowego względem jego klienta jest bardzo istotnym problemem wymagającym pilnej i szczegółowej interwencji ustawodawcy, przede wszystkim zaś przerzucenia jej na mocodawcę tj. ubezpieczyciela (dodajmy, że model multiagencki jest tak stosunkowo rzadki).

Na koniec można jedynie pocieszyć naszych pośredników hołdujących ciągle agencko-brokerskiemu „family bussines”. Tak czy inaczej wiele zależy od tych, którzy prawo egzekwują. Do nich należeć będzie jego interpretacja i ocena czy w ogóle i ewentualnie jak bardzo tego rodzaju relację mogą naruszać interes klienta i czy brokerstwo faktycznie kłóci się z braterstwem.


Opublikowano

w

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kategorie
Archiwa
Ostatnie wpisy

Newsletter – formularz zapisz się

 

Jeśli chcesz być informowany o nowych artykułach na blogu – zapisz się do newslettera