„Antypolski” model brokerski

Ustawa o dystrybucji ubezpieczeń na pewno narobiła zamieszania w szeregach pośredników ubezpieczeniowych. Zmiany nie zostały przyjęte z zachwytem, ani nawet z obojętnością. Króluje niechęć i zdenerwowanie. Niektórzy twierdzą nawet górnolotnie, że ustawa ta jest skierowana przeciwko „polskiemu” modelowi biznesu pośredniczego i że jak do tej pory byliśmy pilnie spełniającym rozkazy generałów z Brukseli kapralem tak teraz powinniśmy się zbuntować – nawet ryzykując degradację. Jakiś pomysł to jest, choć geopolityka ostatnio nie sprzyja osamotnionym. Pytanie tylko czy naszym celem jest całkowita dezercja z szeregu, czy też chcemy jedynie postroić głupie miny za plecami dowódcy?

Kto jest kim?

Zmiana pierwsza to obowiązek informowania klienta. Już poprzednia dyrektywa (IMD) dotycząca pośrednictwa ubezpieczeń zakładała daleko idące obowiązki informacyjne. W ustawie z 2003 r. obowiązki te potraktowano jednak bardzo liberalnie. Nikogo zasadniczo nie interesowało czy agent faktycznie poinformował klienta o swoim rejestrze, firmie czy w ogóle pokazał mu pełnomocnictwo. Skutek był taki, że pseudo-pośrednicy zawierali pseudo-ubezpieczenia biorąc za nie już całkiem realne pieniądze. Osobiście znam szereg takich przypadków. Rynek słusznie ma więc nam ubezpieczeniowcom za złe dopuszczanie do takich sytuacji. W nowej ustawie agent ma wskazać na możliwość sprawdzenia swojego wpisu w rejestrze, a nawet poinformować o adresie www i sposobie tego sprawdzenia. Ma też wytłumaczyć klientowi, że jest agentem ubezpieczeniowym, tj. że reprezentuje interes firmy ubezpieczeniowej i tylko i wyłącznie jej interes. W przypadku zaś gdy ma więcej umów winien firmy te przynajmniej wymienić, wskazując sposób wynagradzania. Brokerzy nie bez słuszności podnoszą, że ten przepis ma sens w przypadku agenta – ten obsługuje bowiem człowieka z ulicy. Broker takich klientów nie ma i wypełnianie obowiązków informacyjnych jest zasadniczo zbędne. Widać to zwłaszcza w sytuacji, gdy jego klientem jest większy przedsiębiorca. Wyskakiwanie z kartką z informacjami o brokerze zapewne go zdziwi, choć czy na pewno?

Wartość dodana

Następna sprawa to wynagrodzenie pośrednika. Osobiście jestem za stopniowym wprowadzaniem pełnej jawności wynagrodzenia pośrednika. Jako argument mogę podać zasady funkcjonowania pośredników nieruchomości. Ci nie widzą w negocjowaniu wysokości prowizji z klientem żadnego problemu. Dlaczego jednak pośrednicy ubezpieczeń usilnie się przed jawnością bronią? Problem moim zdaniem nie polega wcale na tym, że chcą oszczędzić klientowi szoku związanego z informacją, że oto agent, czy broker na nim zarabia. Klient głupi nie jest i przynajmniej od czasów słynnych reklam firmy Link4 dobrze wie, że jego składka zawiera też prowizję dla pośrednika. To czego pośrednicy się obawiają to wysokość kwoty stanowiącej wycenę ich pracy. Klient mógłby bowiem przypadkiem nie dostrzec wartości dodanej jaką otrzymuje od pośrednika, tudzież wycenić ją bardzo nisko. Otrzymując prowizję od ubezpieczyciela pośrednik dyskontuje wartość dodaną jaką otrzymuje ubezpieczyciel. Można powiedzieć, że pośrednik uczestniczy w zysku ubezpieczyciela. To wszystko brzmi logicznie w przypadku agenta. Dlaczego jednak w zysku ubezpieczyciela ma partycypować broker? Powinien podzielić się wartością dodana jaką otrzymuje klient? Problem polega na tym, że ubezpieczyciel jest w stanie zysk ten policzyć, klient zaś może swoich zysków nie dostrzec. Bo niby jak? „Tyle lat płacę OC i nic z tego nie mam”?

Jaś się nie nauczył

Trzeci problem to poziom edukacji pośredników ubezpieczeniowych. Jego powszechna nędza jest dostrzegalna gołym okiem. Ubezpieczanie osób zmarłych w OC – posiadacza pojazdu (bo tak jest w dowodzie), wypełnianie za klienta wniosku ubezpieczeniowego (żeby się nie męczył zbędnymi formalnościami), brak weryfikacji zasad reprezentacji ubezpieczanego podmiotu, przekraczanie pełnomocnictw, dopuszczanie do informacji o klientach osób niezarejestrowanych jako pośrednicy – to tylko niektóre z codziennych wręcz grzechów i grzeszków jakie wynikają z braku wiedzy o prawnych konsekwencjach takiego działania. Tu dodam, że w dużej mierze winni są temu Ci, którzy skutecznie postulowali onegdaj likwidację obowiązkowych szkoleń dla kandydatów dla agentów oraz corocznych obowiązkowych szkoleń dla brokerów. Ustawa przynajmniej częściowo stan ten starała się zmienić. Czy jednak ma sens powierzanie szkoleń obowiązkowych firmom ubezpieczeniowym i to zarówno w przypadku agentów jak i brokerów? Widać wyraźnie, że innym był cel unijnych legislatorów. Przyglądając się programom szkoleń zawartym w ustawie widzimy wyraźnie, że nie o to nam szło – chcieliśmy zapobiegać niewłaściwej analizie potrzeb klienta, misselingowi, poprawiać likwidację. Tymczasem firmy ubezpieczeniowe szkoląc upewniają agenta i co gorsze brokera, że sprzedają doskonały produkt. Zaś nie płacą odszkodowań tylko dlatego, że jest to wina klienta. Nie chcę być złym prorokiem, ale kto wie czy następne nieszczęście na wzór ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych gdzieś się już nie przyczaiło i tylko czeka by rzucić się klientowi do gardła.

Agent, broker – dwa bratanki

Ostatnia rzecz to słynny zakaz łączenia działalności brokerskiej i agencyjnej. To właśnie zamach na model bliskiej kooperacji agenta i brokera jest uznawany za najbardziej antypolski. A to z tego powodu, że rdzenni brokerzy wyłonili się z działalności agencyjnej i korzeni swych się do końca nie pozbyli i nawet nie zamierzają. Niestety i tu trzeba stwierdzić, że dochodziło i ciągle dochodzi do nieprawidłowości. Nie raz i nie dwa widziałem jak to broker „zaciął” klienta na wędkę obsługi brokerskiej – efektywnego reprezentowania jego interesów w szkodach, procedury konkursu ofert. Potem zaś po przejrzeniu dokumentów okazywało się często, że składki jest za mało by bawić się w rekomendację i cały brokerski kram. Wtedy „szybką” polisę wystawiał agent (mąż, brat, swat czy jeszcze inny pociotek). Można by problem zbagatelizować i zadać pytanie: cóż w tym złego? Otóż skołowany klient, przekonany że obsługuje go lepieje wykwalifikowany broker, to prawdopodobnie to mniejsze zło wynikające ze współpracy agenta i brokera. Dużo większym problemem jest odpowiedzialność cywilna. Broker ponosi ją wobec klienta z tytułu wadliwego wykonania umowy np.: wadliwej rekomendacji, słabego APK. Jest to odpowiedzialność kontraktowa oparta o winę domniemaną. Tymczasem agent umowy z klientem nie ma – winę trzeba mu udowodnić szukając podstawy deliktowej. Ponadto agent odpowiedzialność swoją i tak przerzuci na mało chętnego do wyrównywania takich szkód ubezpieczyciela. Reasumując, klient obsłużony przez agenta jest zdecydowanie w gorszej sytuacji prawnej, niż gdyby był obsłużony przez brokera. „Polski” model pośrednictwa nie może przecież oznaczać oszustwa i wprowadzania w błąd klienta. Takiego modelu utrzymywać nie można niezależnie od tego jak bardzo byłby on „polski”. er


Opublikowano

w

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kategorie
Archiwa
Ostatnie wpisy

Newsletter – formularz zapisz się

 

Jeśli chcesz być informowany o nowych artykułach na blogu – zapisz się do newslettera