Sygnalista, czy kto?

Ustawa o ochronie sygnalistów już chyba na zawsze zostanie w naszym prawodawstwie zapamiętaną jako przykład indolencji naszej legislatury i to bynajmniej nie w sferze merytorycznej lecz formalnej. Najpierw przez lata całe „olewaliśmy” unijne dyrektywy, następnie zarobiliśmy z tego powodu karę i co gorsza zwiększano ją nam za każdy dzień zwłoki, aż do ostatniej dekady września 2024. Powiem może nieco złośliwie, że chyba nasi unijni reprezentanci skupiali się bardziej na wymyślaniu pojazdów do rozliczenia kilometrówki niż na koordynowaniu wdrażania unijnego ustawodawstwa.

Za to od strony merytorycznej ustawa została przygotowana wręcz wzorcowo. Twórcy stali się uwzględnić prawdziwą powódź (Tfu! Tfu! Tfu!…) uwag, propozycji, stanowisk i interesów wszystkich zainteresowanych osób i grup. Nie było to proste, ale temat też do prostych nie należy. Padały oceny, że „kablowanie”, „ donosicielstwo”, „denuncjowanie” czy „szpiclowanie” nie leży w ogóle w naszej polskiej naturze. Wyrażano się, że to niegodne by pracownik donosił na pracownika, kolega na kolegę, czy Polak na Polaka! A już amerykański pomysł by za zgłaszanie nieprawidłowości i naruszeń prawa płacić żywą gotówką (patrz: Sarbanes-Oxley Act) wzbudzał wręcz powszechne obrzydzenie.

Obrzydzenie obrzydzeniem, ale w czasach koronawirusa potok donosów szedł do wszelkich urzędów i służb szerokim strumieniem. Zaś propozycje donoszenia za pieniądze były tam na porządku dziennym. Niezależnie jednak od naszej oceny zjawiska „zatrzymań obywatelskich” czy sposobu rozumienia „wspólnego dobra” w instytucjach publicznych, nie raz i nie dwa w analizie różnych wypadków i afer można stwierdzić fakt istnienia wcześniejszych głosów ostrzegawczych, dziwnego uporu w snuciu katastroficznych scenariuszy, czy nawet prób przekonania opinii publicznej o grożącym niebezpieczeństwie. W niektórych przypadkach jasnym jest, że gdyby taki głos w odpowiednim czasie przedostał się gdzieś dalej, możliwe było uratowanie ludzkich istnień, zdrowia czy niedopuszczenia do utraty majątku. Niestety nawet jak zdarzały się jednostki przekonane o konieczności reagowania w przypadku zagrożenia czy naruszenia prawa, reszta społeczeństwa pozostawała obojętna. Często zaś ci ,którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za podjecie działań udawali, że są zajęci czymś innym, ich zdaniem znacznie ważniejszym. Taki natrętny sygnalista bywał też czasami wzorowo oćwiczony i ku przestrodze innych ukarany (znamy to choćby ze słynnej sprawy rozliczenia czasu pracy w Biedronce).

Unia Europejska, również pod wpływem dobrych efektów osiąganych w USA na gruncie tamtejszych regulacji, doszła do wniosku, że warto sygnalistom zapewnić ochronę. Niezależnie od mentalności poszczególnych nacji uznano, że warto rozwijać w całej Unii takie wartości jak uczciwość, poczucie odpowiedzialności za mienie społeczne, czy za przedsiębiorstwo pracodawcy. Dlatego uchwalono Dyrektywę 2019/1937 „w sprawie ochrony osób zgłaszających naruszenia prawa Unii”. Naszemu zaś ustawodawcy nie pozostało nić innego jak w końcu dokonać implementacji. Ustawa została więc uchwalona, nam zaś nie pozostaje nic innego wprowadzić w życie jej postanowienia.

W praktyce funkcjonowania pośredników ubezpieczeniowych rozwiązania zawarte w ustawie mają ogromne znaczenie. Z racji iż podmioty działające na podstawie dyrektywy dystrybucyjnej (IDD) oraz implementujących ją ustaw (ustawa dystrybucyjna) mają do czynienia z finansami  ustawa o sygnalistach ich dotyczy w całej rozciągłości i to niezależnie od ich wielkości, formy prawnej, czy faktu zależności od innych podmiotów. Może to dziwić w świetle oficjalnych danych KNF podających, iż 68% podmiotów brokerskich to indywidualna działalność gospodarcza. Co więcej, w śród nich pewnie duża część nie posiada nawet jednego pracownika. Taki model jest pewnie jeszcze częściej spotykany wśród agentów. Dlaczego zatem również tak mały broker (jak i też agent) prowadzący jednoosobową działalność musi wdrożyć tę ustawę i w jakim zakresie?

Trzonem ustawy o ochronie sygnalistów jest istnienie regulaminu zgłoszeń wewnętrznych (wewnątrz firmowych). Regulamin taki winien przewidywać możliwość zgłoszenia naruszenia prawa (bądź innych zasad) przede wszystkim do tego właśnie jednoosobowego brokera (bądź agenta) będącego przedsiębiorcą. Skoro jednak nie ma on pracowników to od kogo takie zgłoszenie może wpłynąć? Pewnie przede wszystkim od współpracowników (osób wykonujących czynności brokerskie, czy agencyjne). Ponadto umowa o pracę nie jest zwykle jedynym sposobem korzystania z czyjejś aktywności zawodowej. Częste są przecież umowy zlecenia, o dzieło. Już nawet rozmowa kwalifikacyjna winna być związana z zapoznaniem potencjalnego kandydata do pracy z regulaminem zgłoszeń wewnętrznych. To wszystko po to by nieprawidłowości były faktycznie dostrzegane, komunikowane i by podejmowano odpowiednie działania wewnątrz danego podmiotu.

Tam gdzie dokonano już implementacji Dyrektywy 2019/1937 nie zanotowano wraz jej wprowadzeniem zbyt wielkiej aktywności ze strony sygnalistów. Na miejscu jest zatem pytanie – jakie naruszenia prawa mogą realnie mieć miejsce w działalności dystrybucyjnej i stanowić przedmiot zgłoszenia wewnętrznego, czy nawet zewnętrznego? Osobiście jestem zdania, że ustawa może znaleźć faktyczne zastosowanie w kilku obszarach. Po pierwsze – w zakresie prawa do portfela. Znam kilka podmiotów agencyjnych, które zostały pozbawione części portfela klientów poprzez nieuczciwe działania pracowników, czy tzw. podagentów. Zapewne i brokerzy nie są wolni od przypadków „wychodzenia na swoje”. Po drugie – procedury dystrybucyjne. Ktoś kto nie sporządza rekomendacji, nie robi analizy potrzeb klienta, czy nie wykonuje innych obowiązków dystrybucyjnych działa na szkodę firmy. Fakty te wyjdą na jawa albo przy kontroli KNF, albo przy odmowie wypłaty, którą dostanie klient. Po trzecie wreszcie – zatrudniania osób bez uprawnień. Tutaj jednak najczęściej zgłoszenie będzie pewnie musiało iść już na zewnątrz, jako że nie dzieje się to bez zgody kierownictwa firmy. Co ciekawe podmiotem, do którego powinno być ono skierowane jest Rzecznik Praw Obywatelskich. Przy czym to nie on będzie takie zgłoszeni rozpatrywał. Porównuje się go w tym zakresie do skrzynki pocztowej. Do kogo zatem takie zgłoszenie będzie przekierowane? Oczywiście do Komisji Nadzoru Finansowego! Tu wypada wyjaśnić, ze brak uprawnień może skutkować zgłoszeniem sprawy do prokuratury z art 89 ustawy dystrybucyjnej, co ostatnio KNF czyni często i namiętnie. 


Opublikowano

w

,

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kategorie
Archiwa
Ostatnie wpisy

Newsletter – formularz zapisz się

 

Jeśli chcesz być informowany o nowych artykułach na blogu – zapisz się do newslettera